mamablizniacza

mamablizniacza

czwartek, 30 czerwca 2011

kierunek północ a dokładniej Szkocja:)

Autko nowe przetestowane, wypad do Szkocji zarezerwowany więc można ruszać. Zatrzymujemy się na 4 dni 10mil od Edynburga. Wybrałam ośrodek dla rodzin z dziećmi tuż przy plaży z własnym krytym basenem. W sumie wątpie, że będziemy jakoś specjalnie korzystali z dobrodziejstw ośrodka bardziej nastawiamy się na zwiedzanie Edynburga i malowniczej części Szkocji. To będzie nasz pierwszy raz w Szkocji. Mam nadzieję, że nas nie rozczaruje bo moje wyobrażenia o tej pięknej krainie są dość rozwinięte;)
Marzy mi się spacerek po Loch Lomond i Loch Long, Edynburg(w pierwszej kolejności), Stirling, North Berwick, Bolloch Castle, może rejs na którąś z wysp?:)a w drodze powrotnej do domu zamierzamy wstąpić
tutaj
Na pewno Glasgow odpada(ponoć nie warto), Ben Nevis i potwór z Loch Ness muszą poczekać. W sumie to tylko "liźniemy" Szkocję ale nie ukrywam, że po cichu liczę, że zasmakujemy w niej na kolejne odwiedziny.
No to życzcie nam udanej pogody bo ponoć o to tam najtrudniej:)Byle by tylko nie padało non stop to będzie połowa sukcesu:)
Miłego weekendu!

środa, 29 czerwca 2011

to co stare takie bliskie i takie znane, że szkoda się rozstawać:(

Czy kiedykolwiek przywiązaliście się do jakiejś rzeczy?tak, tak do rzeczy. Zwykłej martwej materii. Myślałam, że mnie to nie dotyczy no poza moją "pigi" przytulanką z dzieciństwa z którą spałam dość długo i odstawienie jej na szafę wiązało się równie z wielkimi przeżyciami co rozstanie z jakimś przyjacielem. Zwykłe rzeczy które są z nami przez lata, rzeczy które "widzą" wszystko co dzieje się w naszym życiu. Te wszystkie chwile dobre i złe poniekąd łączą się z jakąś rzeczą i utrata tej rzeczy to jak utrata części nas samych.
Dziś mowa o naszym aucie, starym poczciwym seaciku. Naszym pierwszym wspólnym aucie. Aucie które przejechało z nami tyle mil w UK. Auto które było dla nas szczęśliwe obwiozło nas w tyle miejsc. Kiedyś zmieniliśmy je na audi ale nie mogliśmy sprzedać naszego seacika więc stał pod oknami przez pół roku. Po pół roku jakoś tak z sentymentu wróciliśmy do seacika. Byliśmy tacy szczęśliwi...
Tydzień temu wybraliśmy nowe auto. Nasz seacik był tam z nami. Tak cieszyłam się na nowe auto a jak zdałam sobie sprawę, że nasz seacik już nie będzie z nami zrobiło mi się potwornie przykro. Dziś ten dzień oddajemy seacika i odbieramy nowe auto:/fajne 7 osobowe będzie w sam raz dla naszej rodzinki, pomieści i podwójny wózek i dwa rowerki i nawet będzie czekało w nim miejsce na kolejnego członka rodziny...kiedyś tam. A mimo wszystko chce mi się ryczeć i wiem, że będę dziś ryczeć za naszą "rzeczą" która tak nam bliska.
Póki co stoi pod naszymi oknami a ja od rana nie mogę znaleźć sobie miejsca...
mieliście tak kiedyś?

poniedziałek, 27 czerwca 2011

dobre złego początki...trzeba było wybrać morze...

Wczorajszy dzień który zapowiadał się sielsko-anielsko okazał się kompletną klapą. Jedną wielką klapą!.
Ale zacznijmy od początku:)... Jako, że sobotę mieliśmy dość wypełnioną obowiązkami ja domowo-dzieciowymi a M motoryzacyjno-ogrodowo-reperkowymi czy jakkolwiek to by nazwać. On spędził cały dzień poza domem załatwiając mnóstwo spraw a ja spędziłam cały dzień w domu z naszymi dzieciakami. Była u nas znajoma z synkiem więc czas mijał fajnie ale mimo to była potwornie tym dniem zmęczona. W niedziele mieliśmy zaplanowaną wycieczkę nad morze do Bridlington. Tyle, że po tej sobocie byliśmy tak padnięci, że stwierdziliśmy iż najlepszy relax to będzie basen plus nasz ogródek niż jazda do Bridlington 2h w jedną stronę:/hmm...
Rano jak co niedzielę pojechaliśmy do Kościoła a później wracając na drodze niedaleko nas auto stanęło w płomieniach - straszny widok:(dobrze, że ludzie zdąrzyli z niego uciec. Drogę zamknięto wywieszono znak "objazd inną drogą" tyle, że tej innej drogi już nie wskazali. My nie znaliśmy innej drogi jak trafić do nas:/no owszem znaliźmy jedną ale były na niej roboty drogowe więc też zamknięta:/Całe szczęście mieliśmy nawigacje ze sobą jak nigdy jej nie zabieramy w krótkie znajome trasy tak jakoś znalazła się w aucie tego pechowego dnia i doprowadziła nas do domku:)
No i to był jedynie początek... M podłączył węża do bojlera woda leje się na całego do basenu po czym wchodze do kuchni a z calutkiego sufitu kapie mi woda na głowe. Patrze a całe ściany mokre. Wołam do M poprawną polszczyzną;), że chyba bojler dupnął żeby szybko tam leciał;)a M do mnie, że wąż wypadł :/ehs i cała łazienka zalana troche pokoju chłopaków, kuchnia na dole i troche jadalni ehs:/No więc zamiast relaxującej niedzieli w ogródku mieliśmy pełno sprzątania. Ja z tego wszystkiego usnęłam o 15 i wstałam przed 18 więc zabardzo nie wiem jak owe sprzątanie wyglądało ale jak wstałam to dom wyglądał już przyzwoicie;)
Chwała Panu, że mamy drugi dzień upałów w UK i wszystko wyschło. Na dodatek woda ciepła nam wczoraj wysiadła :/no i zostaliśmy bez ciepłej wody co by było mało jak podgrzewałam chłopakom wode w czajniku to czajnik odmówił posłuszeństwa ale po chwili się zreflektował i zaczął znów działać;)
Co by tu dodać do naszej listy wylał nam się olej czy jakieś inne dziadostwo co M przewoził w bagażniku i cały bagażnik śmierdzi. Dziś to M czyścił i mam nadzieję, że do środy wyschnie bo w środe oddajemy naszego starego poczciwego seacika a jedziemy odebrać nasze nowe dużo większe autko. Ale o tym to może jutro lub pojutrze bo dziś to te same złe rzeczy;)a co do autka w czwartek M stuknął gościa na parkingu kurka tyle lat przejeżdzonych seacikiem i nigdy nic się nie stało a tu na sam koniec taki numer:/dobrze, że nic się nie stało.
A i jeszcze kółko w wózku się przebiło;)

Dziś popołudniu na szczęście bojler został naprawiony i wszyscy wzieliśmy relaksującą kąpiel. Ehs człowiek to sobie nie zdaje sprawy jak podstawowe rzeczy są niezbędne i takie oczywiste dla nas dopiero jak ich zabraknie to odczuwamy dyskomfort i doceniamy co mamy.
Nawet zwykła kąpiel w wannie tak cieszy!

PS z góry przepraszam za jakiekolwiek literówki czy błędy nie czytam tego drugi raz bo mnie chyba szlak trafi;)
no to miłego tygodnia :*

czwartek, 16 czerwca 2011

niczym w galopie

Pogoda niedopisuje, chłopcy zasmarkani i lekko kaszlący ale bez gorączki więc wziełam ich dziś na spacer. Nie za daleko bo we wózku pękło nam koło. Pobliski plac zabaw wydał mi się dobrym pomysłem. No tak może nie jest daleko w jedną stronę ale też trzeba jakoś wrócić i to pod górkę:/ale o tym za chwilkę.
Chłopcy poślizgali się na dużej zjeżdżalni, pohuśtali na huśtawce(Sz powoli bo dla niego huśtawka to sport extremalny;) ). Było pełno starszych dzieci więc trochę oswajania z dzieciarnią łykneli;)
Powrót okazał się dość długi. Chłopcy ledwo włóczyli nogami. T szczególnie nie miał siły i ciągle powtarzał, że boli go pępęk;). Drogę którą wózkiem pokonuję w 8min zajęło nam 25min spowrotem. Czarne myśli miałam już w głowie, że za chwilkę rozegra się dramat społeczno obyczajowy i największe tantrum na ziemi. Jak już wyszliśmy na górkę to tak jakbym z nimi jakiś cudowny szczyt zdobyła. Ehh jeszcze pół drogi PRZED nami(mam ostatnio gorszy okres bo normalnie to bym pomyślała Uff pół drogi ZA nami;) )Jakoś doczłapaliśmy do naszej ulicy. Jupi widzę nasz dom:)na samym końcu ulicy:(. Chłopcy skapitulowali w połowie tej naszej ulicy i siedli na chodniku, wyciągneli do mnie ręce z miną, że zaraz zaczną wyć. Myślę sobie luz taki "kawałeczek"to ja ich obu przeniosę(dawniej ich tak nosiłam - dawniej to jakieś 10kg temu i ich i moje ;) hahah
Jakoś ich obu podniosłam...idziemy czuję, że już nie mogę a dom jakby się oddalał. Nie wiem czemu ale im bliżej domu to coraz szybciej z nimi szłam a na końcu już biegłam chłopcy chwycili mnie za bluzkę i nie muszę mówić, że biegłam z cycem na wierzchu. Matko jak to sąsiedzi widzieli to musieli mieć niezły polew. Jak doleciałam do drzwi to byłam najszczęśliwszą osobą na świecie w tej chwili i śmiałam się sama do siebie:)
A jutro poproszę męża żeby naprawił wózek;)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

piątkowo

Dziś 13sty ale nie piątek:)a będzie o piątku ale zeszłym. Chłopcy od rana dawali koncertowe popisy. Szli w dwa głosy i coraz bardziej dochodzili do kresu mojej wytrzymałości. Około 10 doszłam do wniosku, że ich rozdzielamy. Mąż pojechał z Sz autem do sklepu ogrodowo-domowo-majsterkowego a ja z T autobusem w miasto;).
Chłopcy pytali o siebie ale nie płakali za sobą a to duży plus bo wcześniejsze próby rozłąki nie wychodziły za bardzo. Ja odkryłam jak to fajnie podróżuje się z malutkim pojedynczym wózkiem i tylko jednym pasażerem. Wszytko wydawało się tak proste i tak banalnie bezwysiłkowe(no wiem, że z 1 dzieckiem wyprawa też ciężka ale jak się ma porównanie 2 dzieci w tym samym zbuntowanym wieku to jest różnica stumilowa!!)
Ja z T odpoczełam, mąż z Sz też więc same plusy. Po powrocie wrócili do duetu piszcząco-płaczącego w bardzo szybkim tempie.
Wieczór też był pełen niespodzianek. Mąż położył chłopców spać. Po czym chłopcy mieli troszkę odmienne plany. Słychać było jak dokazują w łóżeczkach i bawią się przy tym wyśmienicie. Oczywiście jak trzeba iść spać to oni są wtedy najlepsze kumple i trzymają sztamę zabawiając się wzajemnie. Mąż poszedł na górę do nich zobaczyć co robią po czym wrócił i kazał mi wziąźć aparat i iść do nich zobaczyć.
Byłam w szoku jak weszłam do ich pokoju. Wszystko z łóżeczek powywalane, prześcieradła pościągane, kołdry i poduszki na ziemi, peppy pig ciśnięte w kąt ale ok to się czasem zdarzało. Tym razem chłopcy poszli o krok dalej albo o dwa kroki;)porozbierali piżamki i ściągneli pampersy! Ochoczo i zupełnie jakby nigdy nic skacząc na golasa w łóżeczkach. Nie muszę dodawać, że byli przeszczęśliwi. Film wideo jak i liczne fotki są - za pare ładnych lat czuję, że ten film będzie robił furrorę;)
A na koniec fotka padniętego Tymcia po wyprawie na miasto

sobota, 11 czerwca 2011

na śmiesznie

Chłopcy ostatnio funduja nam dużo fajnych sytuacyjnych dowcipów a o to te które zapamiętałam:

Sz budzi się rano i pierwsze co woła "tatusiu,tatusiu,tatusiu..."
Tatuś nie idzie do niego Sz się nie cierpliwi i w końcu na całe gardło woła
MIREK!(imię tatusia:) )

Chłopcy mają nową zabawę - wożą się na zmianę w koszu na pranie.
Sz siedzi w środku T go pcha po czym kosz z Sz się wywala. Sz płacze a T do niego
"to nic, wypadek"

Wczoraj rano, T nie może znaleźć smoczka i bardzo glośno płacze i wyraża swoje niezadowolenie;)
SZ do niego:
"nie drzyj się, poszukamy"

PS wczorajszy dzień był pełen wrażeń - 2 rzeczy które się wczoraj wydarzyły zasługują na osobny post - postaram się jutro lub pojutrze go napisać.
Miłego weekendu:))))))

środa, 8 czerwca 2011

Zdjęcia inne niż zwykłe - Moje Bliźniaki

Czasem dzieje się coś takiego, że ciężko ubrać to w słowa - wtedy pstrykam fotkę.
Czasem ciężko opisać jak śmieszne bywają nasze dzieci i jak wiele pomysłów przychodzi im do głowy.

Zawsze wszystko po swojemu

Szczęśliwe teraz

Szczęśliwe kiedyś



Bardzo zżyte...

...od najmłodszych lat

Rozbiegane...

...we wszystkie strony

Głośne...

...głośniejsze...

...najgłośniejsze!!!

nieład artystyczny musi być czy to na głowie,

czy w miejscu pracy,

czy w tworzonych dziełach


Ogromna ilość energii

lub (chwilowy) jej brak

Duża wyobraźnia...

beztroska

umiłowanie wolności

kształtująca się osobowość

zdolności/indywidualizm/pomysłowość


a największa z tych cech to chyba nieprzewidywalność

środa, 1 czerwca 2011

Dzień Dziecka plus bonusowy filmik :)

Ostatnie weekendy spędzamy poza domem. Odkąd wróciliśmy z Polski pogoda nas nie rozpieszcza. Ale staramy się wyciskać ile tylko się da z naszych wspólnych weekendów we czwórkę. Nic szczególnego się u nas nie dzieje w ten dzisiejszy Dzień Dziecka. Dzień jak codzień... chłopcy nie dostali żadnych nowych wypaśnych zabawek za to w weekend zapewniliśmy chłopcom moc wrażeń.
Poniżej fotorelacja i mały bonus dla tych małych i dla tych dużych dzieci;), zupełnie inny filmik z Safari Park :) - zapraszam :)

filmik tutaj