mamablizniacza

mamablizniacza

niedziela, 16 stycznia 2011

Hej Kolęda... kolęda!

Taki mały wstępik:
Od zeszłej niedzieli grypa brała mamę, od środy tatę i dzieci. Chłopcy w sumie najlepiej to znieśli bo jeden dzień wysokiej gorączki i było ok. Za to mnie i męża ścieło totalnie!
No ale nie ważne - wylizujemy się całkiem nieźle.
2 tygodnie temu po Mszy Św wypełniliśmy zaproszenie księdza na kolędę(tutaj ksiądz nie chodzi do każdego zapisanego w parafii a jedynie do tych którzy wyrażą taką chęć;) )No więc nasza rodzina wyraziła taką chęć.
Ostatniej niedzieli nie byliśmy w Kościele...

Wczoraj wszyscy ubidzeni chorobą zamówiliśmy na wieczór pizze co by matka nie musiała stać przy garach które dopiero co umyła. W ogóle nasz dom po chorobie pozostawia wiele do życzenia i my sami też. Nie zdąrzyliśmy się ani wykąpać ani ubrać w jakieś niechorobowe stroje.
No więc do rzeczy;)
Sobota, godzina 19 ktoś puka do drzwi...hmm mała konsternacja kto o tej porze "niezapowiedziany"może do nas pukać, pizze już dowieźli przecież wielkie kartonowe pudło leży na sofie w honorowym miejscu, na ławie frytki:)
hmm pewnie sąsiad:)
Mąż otwiera drzwi(ja leżę sobie na sofie, dzieciaki gdzieś pod nogami się bawią)
Mąż: "O Ksiądź"(mina męża warta każdej forsy)
chwila milczenia w której ja zrywam się na równe nogi z sofy i szybko zasuwam bluzkę, łapię jedno dziecko na kolana żeby zasłonić piżamę;)
nawiązuję się w drzwiach jakaś tam rozmowa, że chorzy, że nie byli w Kościele, że nie wiedzili no ale zapraszamy...ksiądź zmieszany tak samo jak i my:)
wchodzi do pokoju i mówi do mnie "o jaka czerwona, biedna z gorączką"
a ja owszem byłam czerwona ale nie z gorączki a z ciśnienia przecież jak ja Go zobaczyłam to musiałam mieć chyba z 200 ciśnienia!
No nic zaczeliśmy się modlić a Timi jak nigdy dzielnie gra na pianinku- wyłączyłam mu to granie ale cfany sam umie sobie znów włączyć no więc przygrywał. Potem Ksiądź nas pokropił przy czym na Timim się zatrzymał i mówi "Muzykant" ;)
Ksiądź jak szybko wparował tak szybko chciał wyparować no ale usiadł na chwileczkę.
Powiem szczerze, że nawet nie pamiętam o czym z nim rozmawiałam bo jedyne co miałam przed oczami to mój rodzinny dom, czekanie na księdza po kolędzie jak na szpilkach, biały piękny obróz na stole, krzyż, Pismo Św, woda świecona a u nas każdy okruch na wykładzinie urastał do rozmiarów żyrafy:/, jedną sofę zajmowało ogromne kartonowe pudełko po pizzy, na ławie plastikowa arka noego ze zwierzątkami, frytki, jakiś katalog i piloty od TV;)
Na dodatek dzieciaki wyubierane w najgorsze szmaty i to jeszcze przykrótkie bo po tej chorobie pranie leży i kwiczy i już samo wychodzi z koszów na brudne ciuchy. My też nie lepiej ubrani. O Matko!ależ chciałam zapaść się pod ziemie ze wstydu!
A i jeszcze jakby tego było mało podczas rozmowy z Księdzem chłopcy całkowicie pozgniatali obrazki z "Bozią"jakie dostali. Ja naprawdę byłam wtedy myślami gdzie indziej i nie zauważyłam co oni robią:/
A na odchodne jak już Ksiądź przekraczał próg Szymek powiedział "Pan" na co szybko Tymek go poprawił "Kolega".
Od rana chodzę i o tym myślę... nasza pierwsza kolędowa wizyta, oj będzie co wspominać;)
Ciekawa jestem co sobie o nas Ksiądz pomyślał:/

3 komentarze:

  1. hahaha! ja sie ciągle z tego śmieję!! no i nie mogę przestać...bedzie co wspominać ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. no jeszcze przed snem moj M mówi do mnie:
    "Moja, Pani Domu - zaprosiła księdza i se zapomniała!"
    PS dobrze, że ta pizza nie przyszła wtedy co ksiądź był!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pati, luz :)

    u nas było to samo :)
    Ksiądz nas zaskoczył!

    dom jakby przeszło tornado, dzieciaki w najlepsze oglądają Franklina, ja juz przebrana po pracy "na roboczo" czyli jeansy z mega dziurami od ciągłego łażenia na kolanach i zabaw w konia!
    obrus nieuprasowany, wody święconej brak.
    myślę, że księża są przyzwyczajeni do takich obrazków, LUZ :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń