mamablizniacza

mamablizniacza

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Długi weekend w połowie zimy;)

Ten weekend był inny... dłuuugi, wypełniony po brzegi. Zaczął się już w piątek przed południem kiedy to mama wyparowała na miasto sama. Pogoniłam po sklepach(szkoda, że nie było bratniej duszy żeby kawkę razem wypić), pospacerowałam po mieście a potem wróciłam do domku totalnie rozleniwiona. Sobota od rana zalatana, pakowanie toreb - no bo cały dzień poza domem(my to jak gdziekolwiek z chłopakami jedziemy to jesteśmy obładowani jak "rumuny"). Wybyliśmy z naszymi chłopcami do EUREKI (Ogromnego Muzeum dla Dzieciaków które mieści się w Halifax). No i to był strzał w 10!!!!Wykupiliśmy kartę wstępu na rok no i teraz mamy zamiar zostać stałymi bywalcami tego miejsca. Szkoda, że nie zabrałam aparatu:(bo jest tam tak bajecznie ale na następny raz koniecznie zabiorę i zamieszczę pare fotek).
Jeśli ktoś mieszka w północnej Anglii to bardzo polecam to miejsce. Świetna wyprawa na zimne deszczowe dni http://www.eureka.org.uk/
Niedziela przeleciała równie szybko co sobota. Chłopcy grzecznie byli u Bozi a potem na softplay:)



Dziś byliśmy jeszcze w jednym miejscu ale o tym jutro:). Długi weekend skończył się dopiero w poniedziałek o 21 kiedy to M udał się do pracy. No to byle do następnego weekendu;). Mam nadzieję, że Wy również spędziliście miło i rodzinnie ostatni weekend stycznia!!!!. JUPI jutro już luty!Byle do wiosny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

wtorek, 25 stycznia 2011

Z bliźniakami na śmieszno;)

Mimo, że nie jest mi ostatnio do śmiechu to jakoś tak dziś zebrałam humorystyczne małe anegdotki moich dzieciaków z ostatniego miesiąca:

chłopcy nie mogą zasnąć w łóżeczkach, latam do nich co chwilkę układam, podaję smoczki, pieluszki itd
w końcu idę już chyba setny raz tam do nich na górę a tu słyszę takie mini rozmowy z ich pokoju:
Sz: "ciiiiiii"
T: "idzie"
wchodzę do pokoju poduszki wywalone z łóżeczek, kocyki też, prześcieradła do połowy pościągane z materacyków, smoczki i pieluszki ciśnięte pod ścianę a oni dwaj buzią do materaca leżą i zasłaniają sobie oczy(kukając na mnie co chwilkę)i udają, że śpią!!!po czym oboje parskają śmiechem(nie ukrywam, że ja też;) )

sytuacja kolejna miała miejsce jakiś miesiąc temu:
Poszłam na chwilkę na górę do łazienki(chłopcy zawsze kiedy wyjdę znajdą sobie idealny powód do chycenia się za fraki i zawsze któryś któregoś obtłucze za ten czas co ja wrócę)no więc słyszę tam na dole, że już zaczynają do siebie podskakiwać no więc szybko wychodzę z łazienki lecę po schodach do nich po czym jak długa ląduję na tyłku i zjeżdżam pare schodków w dół(ojjj bolało:/łzy popłyneły)
na co chłopcy stojący przy bramce na dole schodów aż zamarli a po chwili Szymek rzucił:
"fiku miku"wymachując przy tym ręką, że niby takie salto zrobiłam;)
hahaha od razu mnie to postawiło na nogi i rozbawiło:)

chłopcy dzielnie co wtorek pilnują śmieciarki która zawsze ładnie parkuje na wprost naszych okien(oczywiście mama od rana im mówi, że to ten dzień i że śmieciarka przyjedzie)
Kiedyś mi się powiedziało, że śmierciarka przyjedzie i zabierze ich kupki;)(w sensie pampersy)
No więc dziś podjeżdża śmieciarka a T przybiega do mnie do kuchni i woła przejęty "kupy jadą"

piątek, 21 stycznia 2011

Szafirki na Dzień Babci...

Jakieś strzępki wspomnień z wczesnego dzieciństwa... pamiętam jeden moment jak byłam chora i bolało mnie ucho. Babcia siedziała cały czas przy mnie i położyła swoją dłoń na moim malutkim uchu... do dziś pamiętam tę ulgę jaką wtedy poczułam. Odkąd pamiętam Babcia zawsze miała dla nas czas, nigdy nigdzie się nie śpieszyła. Wspomnienia które wciąż są tak żywe, pyszna pomidorówka, przetwory zamknięte szczelnie w słoikach, niebiesko-fioletowe kwiatki przynoszone z działki które tak mi wtedy śmierdziały a dziś gdziekolwiek je widzę przypominają mi o Niej, wielka stolnica zapełniona ulepionymi ruskimi pierogami, podjadanie farszu do pierogów i uszek, słuchanie opowieści z czasów wojny i z czasów okupacji. Wsparcie, zrozumienie, serce na dłoni, dobre rady które się wtedy nie do końca rozumiało a dziś odbijają się echem w moich myślach.
Choć od 2 lat jej z nami nie ma - obraz wciąż żywy i świeży w wspomnieniach...

niedziela, 16 stycznia 2011

Hej Kolęda... kolęda!

Taki mały wstępik:
Od zeszłej niedzieli grypa brała mamę, od środy tatę i dzieci. Chłopcy w sumie najlepiej to znieśli bo jeden dzień wysokiej gorączki i było ok. Za to mnie i męża ścieło totalnie!
No ale nie ważne - wylizujemy się całkiem nieźle.
2 tygodnie temu po Mszy Św wypełniliśmy zaproszenie księdza na kolędę(tutaj ksiądz nie chodzi do każdego zapisanego w parafii a jedynie do tych którzy wyrażą taką chęć;) )No więc nasza rodzina wyraziła taką chęć.
Ostatniej niedzieli nie byliśmy w Kościele...

Wczoraj wszyscy ubidzeni chorobą zamówiliśmy na wieczór pizze co by matka nie musiała stać przy garach które dopiero co umyła. W ogóle nasz dom po chorobie pozostawia wiele do życzenia i my sami też. Nie zdąrzyliśmy się ani wykąpać ani ubrać w jakieś niechorobowe stroje.
No więc do rzeczy;)
Sobota, godzina 19 ktoś puka do drzwi...hmm mała konsternacja kto o tej porze "niezapowiedziany"może do nas pukać, pizze już dowieźli przecież wielkie kartonowe pudło leży na sofie w honorowym miejscu, na ławie frytki:)
hmm pewnie sąsiad:)
Mąż otwiera drzwi(ja leżę sobie na sofie, dzieciaki gdzieś pod nogami się bawią)
Mąż: "O Ksiądź"(mina męża warta każdej forsy)
chwila milczenia w której ja zrywam się na równe nogi z sofy i szybko zasuwam bluzkę, łapię jedno dziecko na kolana żeby zasłonić piżamę;)
nawiązuję się w drzwiach jakaś tam rozmowa, że chorzy, że nie byli w Kościele, że nie wiedzili no ale zapraszamy...ksiądź zmieszany tak samo jak i my:)
wchodzi do pokoju i mówi do mnie "o jaka czerwona, biedna z gorączką"
a ja owszem byłam czerwona ale nie z gorączki a z ciśnienia przecież jak ja Go zobaczyłam to musiałam mieć chyba z 200 ciśnienia!
No nic zaczeliśmy się modlić a Timi jak nigdy dzielnie gra na pianinku- wyłączyłam mu to granie ale cfany sam umie sobie znów włączyć no więc przygrywał. Potem Ksiądź nas pokropił przy czym na Timim się zatrzymał i mówi "Muzykant" ;)
Ksiądź jak szybko wparował tak szybko chciał wyparować no ale usiadł na chwileczkę.
Powiem szczerze, że nawet nie pamiętam o czym z nim rozmawiałam bo jedyne co miałam przed oczami to mój rodzinny dom, czekanie na księdza po kolędzie jak na szpilkach, biały piękny obróz na stole, krzyż, Pismo Św, woda świecona a u nas każdy okruch na wykładzinie urastał do rozmiarów żyrafy:/, jedną sofę zajmowało ogromne kartonowe pudełko po pizzy, na ławie plastikowa arka noego ze zwierzątkami, frytki, jakiś katalog i piloty od TV;)
Na dodatek dzieciaki wyubierane w najgorsze szmaty i to jeszcze przykrótkie bo po tej chorobie pranie leży i kwiczy i już samo wychodzi z koszów na brudne ciuchy. My też nie lepiej ubrani. O Matko!ależ chciałam zapaść się pod ziemie ze wstydu!
A i jeszcze jakby tego było mało podczas rozmowy z Księdzem chłopcy całkowicie pozgniatali obrazki z "Bozią"jakie dostali. Ja naprawdę byłam wtedy myślami gdzie indziej i nie zauważyłam co oni robią:/
A na odchodne jak już Ksiądź przekraczał próg Szymek powiedział "Pan" na co szybko Tymek go poprawił "Kolega".
Od rana chodzę i o tym myślę... nasza pierwsza kolędowa wizyta, oj będzie co wspominać;)
Ciekawa jestem co sobie o nas Ksiądz pomyślał:/

środa, 12 stycznia 2011

grypa:/

Ten Nowy Rok nie przynosi nam nic dobrego! Odkąd zachorowałam w 1 dzień Świąt tak to wszystko jakoś się ciągnie za mną. W poniedziałek dostałam wysokiem temperatury prawie 40 stopni gorączki której nijak nie mogłam zbić. Mąż szedł na nockę więc przypadło mi wstawanie do chłopaków. Na szczęście spały ładnie i miałam tylko dwa malutkie kursy do ich pokoju. Wczoraj też nie czułam się o wiele lepiej. A dziś wstałam z totalnym bólem całego działa - temperatura na szczęście maleje. Mąż umówił mnie na telefon z lekarzem (tak, tak mamy nowoczesną przychodnię w której rozmowa wstępna przez tel;) ). Pani doktor przez tel stwierdziła, że to grypa świńska i że mam przyjechać jak najszybciej. O matko!na szybko zaczęłam szperać w necie na temat świńskiej grypy itd co by być przygotowaną(w uk najlepiej wiedzieć na równi z lekarzem;) )
Pani w przychodni po osłuchaniu stwierdziła, że to normalna grypa i należy się kurować w łóżku. Duuuużo odpoczynku (taaa jasne z 2 rozrabiających i pełnych energii do brojenia maluchów:) ).
Maluchy póki co usnęły więc ja leżę i odpoczywam. Zaraz wstaną z naładowanymi akumulatorkami w tyłkach!
Buuu nie mam obiadu dziś nawet(tzn dla dzieci jest zupa wczorajsza:( )
No i post o Świętach czeka w archiwum niedokończony :(
Ehs no nic zmykam kurować się ostatkiem sił:/

środa, 5 stycznia 2011

...i po Świętach i po choince!

W dosłownym tego słowa znaczeniu. Dziś pożegnaliśmy sie z choinką. A raczej chłopaki załatwiły ją na cacy!
Na dosłownie góra 8minut zniknęłam w kuchni, po czym wracając do pokoju z talerzem musli ujrzałam 2 zadowolone buźki i choinkę leżącą na ziemi!
Nic nie przepowiadało katastrofy. Chłopaki nie zwracały na nią szczególnej uwagi aż do dziś kiedy to gruchnęła na ziemię.
Zapytałam co się z nią stało ale solidarnie odpowiedzieli " Kibała się" co znaczy " kiwała się".
A jak spytałam kto wywalił choinkę, odpowiedzieli, że mama:)
No więc w angielskim stylu zaraz po nowym roku choinka się wykibała i wylądowała w składziku.
Czemu ja jej nie przywiązałam jakoś do ściany?:(